„Szyfr Jana Matejki” – fragment
Fragment rozdziału 35.
[…]
Ziutkowi przyśnił się Wiesiek Rejtan. Dlaczego akurat on? I do tego zupełnie nagi? Co za bezsens – pomyślał policjant. Nie mogła jakaś fajna laska?… – skrzywił się. Ale zaraz wytężył słuch w stronę Wieśka, który cały czas coś do niego mówił.
– Czego chcesz? – zapytał przez sen.
– Posłuchaj, zacny rycerzu… – usłyszał jakiś daleki głos, jakby z zaświatów.
– Zacny, co?
– Rycerzu – powtórzył głos ustami Wieśka.
– Heh – parsknął i zaśmiał się pod nosem. – Niech ci będzie. No? Czego?
– Zacny rycerzu, widać żeś godny tajemnicy…
– Ba… – żachnął się Ziutek i wypiął pierś.
– Dlatego też zdradzę ci sekret, któren pomoże w twych staraniach.
Inspektor niespokojnie poruszył się na tylnym siedzeniu poloneza.
– Wsiądź ze mną na koń! – rozkazał głos.
Nagle zjawiły się dwa potężne rumaki. Jeden całkowicie czarny, drugi idealnie siwy. Wiesiek wskoczył na siwka. Ziutek rozdziawił gębę. Jeszcze nigdy nie widział gołego faceta na koniu.
– No wskakuj, zacny rycerzu – ponaglił go nagus.
Zacny rycerz przyjrzał się swojemu zwierzakowi. Jak ja mam wsiąść na to bydle? – zapytał w myślach. Przecież nigdy…
– No dalej! – usłyszał za sobą.
Ziutek złapał za końską grzywę i próbował podskokiem dostać się na grzbiet, tak jak widywał to na westernach. Niestety. Koń wyrwał się i pogalopował gdzieś przed siebie.
– Nic to, zacny rycerzu – zwrócił się do niego Wiesiek, tym swoim tubalnym głosem. Jakby mówił do mikrofonu z efektem echa.
– Przysiądź za mną – wskazał kciukiem na siwy zad. A może na swoje pośladki?
Ziutek skrzywił się niemiłosiernie.
– Chyba zgłupiałeś! – odparł, wzruszając ramionami. – I przestań do mnie mówić jak przez rurę do odkurzacza! – wrzasnął.
– Dobra – odezwał się Wiesiek, już tym razem bez tajemniczego pogłosu. – Wskakujesz, czy nie?
– Masz gołą dupę! – zauważył policjant.
– No i?
– Weź przestań!
– Przecież to tylko sen…
– Mam to gdzieś! Nie będę z gołym facetem jeździł na jednym koniu. Może jeszcze mam siąść z przodu, co?
Rejtan wzruszył ramionami.
– Jak tam chcesz, ale muszę ci coś pokazać.
– To ja się przejdę.
– Ale to jest kawałek…
– Nie szkodzi! Prowadź.
Wiesiek ruszył z miejsca. Ziutek truchtem biegł za nim, nie mogąc oderwać wzroku od podskakujących pośladków.
– Błe! – skrzywił się.
Tymczasem Wiktoria, śpiąca na przednim siedzeniu, poczuła, jak w jej fotel coś kopnęło. A potem jeszcze raz i znowu. Ocknęła się półprzytomna i zapaliła przednią lampkę pod sufitem.
– Ziutek! Zgłupiałeś do reszty?! Biegasz nawet we śnie?!
Przesunęła nogi policjanta bardziej w prawo, tak że zaczął „biec” po tylnych drzwiach poloneza.
– Zupełny wariat! – mruknęła pod nosem i ponownie zapadła w sen.
Inspektor Świenty nadal biegł za gołym Wieśkiem. Właśnie przelatywali przez niedużą wioskę. Ludzie ubrani byli jakoś dziwnie. Zupełnie na starodawny sposób. Co jest, do cholery? – pomyślał przez chwilę, ale zaraz zaczął osłaniać się przed pomidorami i kawałkami kapusty, które lądowały na nim co dwie sekundy. Wieśniacy, widząc ten dziwny korowód, domyślili się jakiejś diabelskiej sztuczki. No, bo czy to normalne, żeby jeden facet gonił drugiego, w dodatku całkiem naguśkiego? Wkurzyli się i zaczęli okładać ich barem sałatkowym aż miło. Szczególnie efektowne były te celniejsze trafienia.
Kiedy w końcu wybiegli za wioskę, Ziutek strzepał z włosów resztkę pomidora i wytarł rękę o bok spodni. Zatrzymali się na polance.
– Spójrz tam – rozkazał Wiesiek nieco zdyszanemu policjantowi.
Spojrzał. Na równinie, tuż przed nimi, zakotłowało się i dwie armie natarły na siebie.
– Gdzieś już to widziałem… – zastanowił się, oblizując dłoń. – Czy to nie jest przypadkiem…? No jasne! Bitwa pod Walgruntem!
– Pod Grunwaldem! – sprostował Wiesiek. – Rzeczywiście.
– Ale się napierniczają!
Jeździec tylko wzruszył ramionami.
– Wiesz, po co cię tu przywiodłem?
– No… Nie bardzo…
Spojrzeli sobie w oczy. Koń Wieśka cicho zarżał.
– Czy wiesz, jak nazywa się zwycięstwo? – wskazał dłonią na pole bitwy.
– Zwycięstwo? To zwycięstwo… Normalnie. My wygrywamy. Oni przegrywają.
Rejtan pokiwał głową.
– Co za cymbał – odezwał się koń.
– Cicho! – skarcił go jeździec. – Dam ci jedną wskazówkę.
– Cały czas na to czekałem – mruknął przez sen.
– Oto ona.
Ni stąd, ni zowąd w jego rękach pojawił się zegar z kukułką. Wiesiek sprawnie wymontował sekundnik i podał Ziutkowi.
– Co to jest? – zapytał policjant.
– Wskazówka. Przecież mówiłem.
– Aha.
– A teraz spieprzam stąd i tobie radzę to samo! – wskazał na pole bitwy i zbliżający się oddział rycerzy. Rzucił zegar gdzieś za siebie. Usłyszeli dźwięk dzwonka i kukanie. Cztery razy. Zaciął konia i już go nie było.
Inspektor, z przerażeniem w oczach patrzył, jak tuzin opancerzonych jeźdźców pędził wprost na niego. Ścisnął mocniej wskazówkę, którą otrzymał od Wieśka i zamknął oczy. To znaczy, śniło mu się, że zamknął, bo przecież miał już zamknięte. Ale wariactwo – pomyślał. Przecież ja śpię. No to, jak mogę zamykać oczy we śnie? A może ja nie śpię? Może to wszystko, co mi się wydaje, że dzieje się na prawdę, to tylko sen? Czym jest Matrix?
[…]